Koronacja obrazu w 1929 r.

***

Starania o koronację cudownego obrazu

W 1929 r. przeorem klasztoru w Żółkwi był o. Konstanty Żukiewicz. To on przyczynił się do koronacji obrazu Matki Bożej. Zgromadziwszy wszelkie potrzebne materiały historyczne (pisma fundacyjne klasztoru sporządzone przez Teofilę z Daniłowiczów Sobieską, list króla Jana Kazimierza do prowincjała Prowincji Ruskiej p.w. św. Jacka — o. Jacka Kłońskiego, wypisy z ksiąg klasztoru zawierające poszczególne inwentaryzacje sporządzone przez kolejnych przeorów, wypisy z ksiąg Bractwa Różańcowego w Żółkwi, opracowania historyczne o. Barącza, itd., ) udał się do ordynariusza Diecezji Lwowskiej — ks. abp. dr. Bolesława Twardowskiego z prośbą o rozpatrzenie wniosku o koronację obrazu. Dnia 23 czerwca 1929 r. abp Twardowski wydał orzeczenie, że obraz spełnia wszystkie warunki do tego obrzędu: (1) jest starożytny; (2) cudowny i słynący łaskami; (3) odbiera kult od mieszkańców miasta i okolicy. Nie poprzestano jednak na koronacji obrazu koronami biskupimi. Postanowiono zwrócić się do Kapituły Watykańskiej, aby w imieniu Ojca Świętego Piusa XI pozwoliła na koronacje tzw. koronami papieskimi. Oprócz metropolity, swój podpis pod prośbą do Watykanu, złożyli: ks. kard. Aleksander Kakowski, nuncjusz apostolski ks. Franciszek Marmaggi, ks. abp dr Józef Teodorowicz (metropolita obrządku ormiańskiego), ks. abp dr Andrzej Szeptycki (metropolita obrządku wschodniego), ks. abp książę Adam Sapieha (metropolita krakowski), ks. bp dr Stanisław Gall (biskup polowy Wojska Polskiego), ks. bp Stanisław Rospond (sufragan krakowski), ks. bp Antoni Szlagowski (sufragan warszawski), ks. bp Franciszek Lisowski (sufragan lwowski). Pod podpisami biskupów swoje poparcie dla w/w idei koronacji papieskiej wyrazili: liczni przedstawiciele kleru diecezjalnego, zakonnego wszystkich obrządków, wybitne osobistości w kraju ze stanu urzędniczego, wojskowego, mieszczaństwa, ludu wiejskiego, młodzieży i dzieci.


Zgoda Stolicy Świętej na koronację obrazu


W odpowiedzi na pismo z Lwowa, dn. 18 sierpnia 1929 r. Ojciec Święty Pius XI wyraził zgodę na koronację. Szerokim kontekstem koronacji obrazu były licznie i uroczyście przeżywane obchody rocznic związanych z życiem ważnych dla Polaków postaci historycznych. Warto przypomnieć, że pod koniec września w całym kraju, a w rejonie lwowskim szczególnie, przeżywano 300. rocznicę urodzin króla Jana II Sobieskiego. W mieście swego wybitnego pradziada przeżył monarcha przecież dzieciństwo, młodość, ale także i "królewskie lata". To właśnie w Żółkwi zaraz po koronacji w Krakowie (2. II. 1676 r. w Święto Ofiarowania Pańskiego, zwanego w Polsce także Świętem Matki Boskiej Gromnicznej) odbyły się ceremonie składania hołdów polskiemu królowi przez zagranicznych posłów. W następnych latach, także na zamku żółkiewskim, poseł papieski składał polskiemu królowi podziękowania za Odsiecz Wiedeńską. W 1929 r. wypadała także 150. rocznica śmierci Kazimierza Pułaskiego. Celem w/w obchodów było wzbudzenie patriotycznego ducha Polaków, którzy dopiero co odzyskali wolność. Podzielone przez nieprzychylną politykę zaborców społeczeństwo miało na nowo odkryć swoją tożsamość. Narzędziem w tym była praca nad wzmocnieniem wspólnej pamięci — formułowanie i ukazywanie jednoczących idei. Dodatkowo, zadanie to było o tyle naglące, że zza wschodniej granicy dochodziły niepokojące i coraz bardziej nasilające się ekspansywne odgłosy komunizmu, zwalczającego wiarę chrześcijańską. Przed samą uroczystością metropolita lwowski wystosował do diecezjan list pasterski. Żółkiewscy dominikanie natomiast (z udziałem braci z klasztoru lwowskiego) przeprowadzili specjalną nowennę przedkoronacyjną. Obraz ustawiono na tronie ubranym w płaszcz gronostajowy. Przez kolejne dni odbywały się nabożeństwa różańcowe z okolicznościowymi naukami. Poszczególni dominikanie podejmowali tematy związane z rodziną, z modlitwą (szczególnie różańcową), kształtowaniem prawego sumienia, itd. Wydarzenia te szczegółowo opisały gazety "Lwowski Kurier Poranny", krakowski "Dzwon Niedzielny" oraz redagowany przez ks. Ignacego Kłopotowskiego warszawski "Posiew".

Stanisław Przepierski, O.P.



Treść pisma Stolicy Świętej wyrażającego zgodę na koronację obrazu

"Rafał, tytułu św. Praksedy, Świętego Rzymskiego Kościoła presbyter kardynał Merry del Val.

Patriarchalnej Bazyliki, księcia Apostołów w Mieście Wiecznym Archiprezbiter i Prefekt jako też kapituła i kanonicy przesyłają Najprzewielebniejszemu i Najczcigodniejszemu Ks. Bolesławowi Twardowskiemu, Arcybiskupowi i Metropolicie lwowskiemu obrządku łacińskiego pozdrowienie zbawienia w Panu, który jest prawdziwym zbawieniem Kapitule naszej, której przysłużą zaszczyt i przywilej, koronowania świętych obrazów Bogarodzicy, słynących starożytnością kultu i cudami, donieśli Przewielebni Bracia Kaznodzieje, że w ich kościele jest czczonym przesławny i starodawny obraz Pani Naszej, pod wezwaniem Królowej Różańca św., który tak od mieszkańców jak i okolicznego ludu jest otaczany wielką pobożnością, żywą wiarą i gorącem nabożeństwem. Przejęci szczególną i świętą miłością, proszą, aby kapituła nasza ukoronowała złotą koroną, obraz wspaniały taką, jaką zwykła wieńczyć cudowne obrazy Świętej Bożej Rodzicielki. Do listu tego przyłączyły się prośby wielu, tak z duchownych jak i z ludu, a szczególnie prośby Wysokości Twojej, Ekscelencji Nuncjusza Apostolskiego i wielu Najprzewielebniejszych Arcybiskupów i Biskupów polskich. Przeto kapituła nasza, która zawsze gorąco stara się o rozszerzenie jak największej czci Błogosławionej Dziewicy wśród narodów, nakłoniona tymi prośbami, zebrała się 11 sierpnia tego roku i kiedy na podstawie dowodów przekonaliśmy się, że prześwięty obraz posiada wszystkie warunki, które są potrzebne do ukoronowania uroczystego wizerunku, jednogłośnie uchwaliliśmy i poleciliśmy, aby wspomniany obraz Matki Boskiej pod wezwaniem Królowej Różańca Świętego, złotą koroną uroczyście w Imieniu Naszym był ukoronowany.

W Rzymie, dnia 18 sierpnia 1929, za Pontyfikatu Ojca św. Piusa XI., w roku VIII-ym.


List pasterski J. E. Abp. Dr. Bolesława Twardowskiego przed koronacją obrazu


UKOCHANI MOI!

Trzysta lat upływa w roku bieżącym od urodzin wielkiego polskiego króla i bohatera chrześcijaństwa, Jana II. Sobieskiego. Myśl nasza przenosi się do miasta Żółkwi, znajdującego się w naszej diecezji. Ukochany to gród, zrazu hetmański a królewski później, w którego murach przebiegła większa część życia hetmana Stanisława Żółkiewskiego i króla Jana II. Patrzył na ich zbożne czyny, ofiary dla ojczyzny podjęte, tryumfalne pochody po zwycięstwach tutaj odbywane. Ale, według wyrażenia Ducha Św., "przeminęło wszystko jako cień i jako poseł przebiegający i jako okręt, który przechodzi przez burzącą się wodę i jako ptak, którego drogi żaden znak się nie znajduje, ale tylko szum skrzydeł bijący na wiatr". (Ks. Mądr. V, 9-11). Nie minęła jednak chwała "Dziedzicznej Królowej" Polski, Najświętszej Maryi Panny! Ponad prochy ojca i synów króla Jana, w wspaniałej kolegiacie żółkiewskiej złożonych i kości matki i brata królewskiego u OO . Dominikanów spoczywające, jest skarb jeszcze większy, a nim to obraz cudowny Matki Boskiej Różańcowej w kościele Zakonu Kaznodziejskiego. Dawne akta obraz ten "cudownym i łaskami słynącym" nazywają, dla licznych dobrodziejstw, spływających na wiernych jego czcicieli. Ale choćby innych cudów nie było, jak to że wizerunek Pani Niebieskiej przetrwał 13 lat w obo zie króla Jana Kazimierza najstraszniejsze czasy "potopu" dla Polski, że z niego Matka miłosierdzia "na króla tysiąca nieszczęść" (jak mówił biskup Woronicz), tysiące pociech zlewała i od zagłady ostatecznej ojczyznę wybawiła, już to samo za cud największy uważanym być winno, sprawdzając nad nami słowa prorocze: "Miłosierdzie Pańskie, żeśmy nie zginęli, bo nie ustały zmiłowania Jego" (Tren Jer. 111, 22) i pomoc Królowej Polskiej, różańcem wybłagana. To też Kościół św. dekretem Najczcigodniejszej Kapituły Watykańskiej, imieniem i z polecenia Ojca Św. Piusa XI. w dniu 18 sierpnia b. r. wydanym uznał, że "obraz niezwykły posiada wszystkie warunki, aby uroczyście został ukoronowany". Miejsca cudowne nazwano słusznie tronami Najświętszej Maryi Panny. Im tych tronów więcej, tym więcej łaski, pociechy i cudów, z przeczystych rąk Najświętszej Panny płynących. A potrzeba nam tych łask i więcej jak za czasów Jana Kazimierza. Dziś również "potop" złego zalewa mocą Bożą wskrzeszoną naszą Ojczyznę. Szaleje "potop" przeróżnych sekt i herezji, rozbijających jedność narodową i religijną, chłód obojętności mrozi serca dla Tej, którą Królową naszą zowiemy i dla Boskiego Jej Syna, z zapomnieniem Jego nauki, która najświętszym prawem być nam powinna. Kto temu złemu zaradzi, jeśli nie Ta, którą św. Augustyn zowie "pochodnią wiary gorejącą miłością".

Niechże jak najjaśniej rozbłyśnie w naszych sercach, a przez nas w rodzinach, a przez rodziny w całym narodzie, Święto Matki Boskiej Różańcowej, którą to nazwą i obraz się mieni, wyznaczone jako dzień na uroczystość koronacyjną, niech się stanie dla naszej diecezji wspaniałym obchodem i serdecznym hołdem dla Królowej nieba i ziemi. Ze mną, wkładającym w imieniu Ojca św. korony na Najświętsze skronie Boskiego Dzieciątka i Jego Matki, niech jak najliczniej połączą się kapłani i wierni, a zwłaszcza młodzież i dzieci, a przez całą ojczyznę, jak długa i szeroka, w odpowiedzi na złość szatańską niech się wzbije jeden okrzyk: Polska była, jest i będzie — królestwem Chrystusa i Maryi! ...

We Lwowie, dnia 8. września 1929.
† Bolesław Arcybiskup Metropolita.


Uroczystości koronacyjne w 1929 r.

Opis przebiegu uroczystości koronacyjnych cudownego obrazu Matki Boskiej Różańcowej w Kościele OO. Dominikanów w Żółkwi w październiku 1929 r.

Przedruk artykułu:
część I – Dzwon Niedzielny, 1929 r., nr 43, s. 678-680,
cz.II. – Dzwon Niedzielny, 1929 r., nr 44, s. 693.

I.

Dzień 6. października 1929 r., był dniem wielkiej radości dla konwentu żółkiewskich dominikanów i pozostanie w dziejach klasztoru doniosłą i niezatartą datą, gdyż w tym dniu JE. Ks. Metropolita Dr Twardowski, dokonał koronacji Cudownego obrazu Matki Boskiej Różańcowej z woli Ojca św. Piusa XI, wyrażonej w dekrecie Najczcigodniejszej kapituły watykańskiej, wydanym w dn. 18. sierpnia b.r., uznającym, że „obraz niezwykły posiada wszystkie warunki, aby uroczyście został ukoronowanym.” Już dnia 1 października rozpoczęły się uroczystości koronacyjne, procesją celebrowaną przez ks. Ożgę, dziekana Źółkiewskiego, w której przeniesiono obraz Cudowny z ołtarza, w jakim się znajduje i umieszczono na tronie z purpury i gronostajów na wielkim ołtarzu. Wstępnem kazaniem powitał Najśw. Marję Pannę, jako „Królowę serca”, twórca uroczystości, przeor konwentu O. Konstanty Żukiewicz.

W następnych dniach odbyły się sumy i nabożeństwa różańcowe wieczorne z kazaniami wymownych kaznodzieji którzy głosili nauki o królowaniu Marji. Dominikanie – O. Cyryl, o królowaniu M.B. w rodzinie, O. Angelik, o królowaniu nad sprawiedliwymi, O. Teodor o królowaniu nad cierpiącymi, O. Lucjan o królowaniu przez różaniec. O. Kosma kapucyn – o królowaniu nad Polską, O. Bonawentura Franciszkanin o królowaniu nad grzesznikami, O. Maurycy gwardjan OO. Bernardynów z Sokala, mówił o Matce Boskiej jako Królowej Zwycięskiej nad błędami naszych czasów i okazała Najśw. Panna zwycięstwo wymowy Swojego sługi, bo nietylko do łez wzruszył słuchaczy, ale konfesjonały były świadkami nawróceń z długoletnich obłąkań.

W piątek dn. 3-go października przybył o godz. 9. wieczór, Ks. biskup Kubicki z Sandomierza, który w dniu następnym celebrował pontyfikalną sumę, udzielał Sakramentu Bierzmowania, natchnionem słowem porywał do gorętszego umiłowania Najśw. Panny a przez cały swój pobyt w Żółkwi każdą wolną chwilę poświęcał słuchaniu spowiedzi.

Zawitał dzień 6-tego października, pogoda była prześliczna, ciepło lipcowe, bez najlżejszego powiewu wiatru. Od samego rana ciągnęły tłumy wiernych czcicieli M.N. Nawet z dalekich stron, ku Ołtarzowi Jej jak do domu Matki, bo Matka Niebieska, zna potrzeby serc Swoich dzieci, wie że one po całym świecie tęsknią za Nią i oto tam gdzie zajaśnieje Jej Cudowny Obraz, ołtarz, czy kaplica nie licząc się trudami jakie spotkać ich mogą, idą do Niej, bo tam znajdą ukojenie i pociechę, a na ich stroskanych czołach złoży Ta Matka Niebieska pocałunek pokoju, dlatego też chcielibyśmy tam zawsze przebywać, a jeżeli odejść musimy, to odchodzimy żałośni zrazu lecz wzmocnieni później. Nic więc dziwnego, że tłumy pobożnego ludu ciągnęły w dniu tym uroczystym do Dominikańskiej świątyni. W wielkim ołtarzu zdobnym w kwiaty i lśniącym od świateł Cudownego Obrazu, spoglądała Bogarodzica, Swemi – czarnemi oczyma, nawet w najdalszy zakątek kościoła. Włosy również ciemne okalały Jej białe czoło, a usta zdawały się szeptać słowa otuchy, jakiej potrzebowali ci, co do Stóp Jej przybyli. Procesja wyruszyła z kościoła o godz. 10.30 bicie dzwonów mieszało się ze śpiewem, który płynął z tysiąca piersi i ust...

Serdeczna Matko opiekunko ludzi... Procesja postępowała wolno... najpierw szło wojsko, organizacje Strzelców i Sokoła dalej bractwa niosąc sztandary i obrazy Bogarodzicy, za niemi postępowały szkoły i długie szeregi zakonnic i księży a pieśń ich płynęła echem radości. Następnie różnobarwne zastępy kleru odziane w kapy, ornaty i dalmatyki, w słońcu błyszczały drogocenne mitry i pastorały XX. Infułatów Zajchowskiego i Czajkowskiego, biskupów JJ.EE. Kubickiego, Wałęgi, ks. arcybiskupa Teodorowicza, za którymi postępował Najprzewielebniejszy koronator JE. ks. Metropolita Twardowski, w asyście kapituły lwowskiej XX. prałatów Badeniego, Dziurzyńskiego i Chwiruta.

Dalej OO. Dominikanie na pąsowych poduszkach niosą korony, a kapłani w ornatach cudowny obraz do rynku, gdzie był przygotowany ołtarz koronacyjny, a na którym umieszczono Cudowny Obraz.

Nie ołtarz to był, ale kaplica, zbudowana staraniem tutejszego pułkownika p. Jerzego Pytlewskiego, który bardzo się przyczynił do zewnętrznego uświetnienia uroczystości. Na podniesieniu zasiadł Najdostojniejszy p. wojewoda Gołuchowski, jako delegat prezydenta R.P.P., przedstawiciele władz, wojskowości, posłowie rozmaitych klubów, licznie zebrane okoliczne obywatelstwo i rzesze inteligencji.

Po odczytaniu „Aktu koronacyjnego” przez O. Żukiewicza, odbyło się poświęcenie koron przez JE. Ks. Metrop. Dr. Twardowskiego – a następnie włożenie ich na Skronie P. Jezusa i Bogarodzicy – w czasie którego odezwały się armatnie salwy. – Popłynęły słowa pieśni: Dawna nasza Ty Królowo Marjo!...Ach za nami przemów słowo Marjo!... Twe Królestwo weź w porękę Marjo! O tak! Zdała się płynąć prośba tysiąca ludu. – Weź o Marjo królestwo w Swą rękę i króluj nad nami, w niebie, na ziemi i w duszy, bo Jesteś Królową miłości, boć korona, którą włożono na skronie Twe, oznacza królowanie we wszystkich życia odmianach i wszystkich kolejach... króluj nad nami a króluj miłością... a więcej jeszcze bądź nam Królową w bólu, kiedy cierpienie zastąpi nam drogę i odezwie się wargami ran, – boś Ty potężna jest Królowa... na skinienie Twe uśmierza się ból, ucieka grzech, i cichnie cierpienie... Po koronacji przemówił do zgromadzonego ludu, JE. Ks. Metrop. Dr. Twardowski.

Arcypasterz w bardzo serdecznych słowach wzywał, abyśmy nie przestawali na włożeniu złotych koron na skronie Najśw. Panny, ale ukoronowali Ją życiem prawdziwie chrześcijańskim.

Po skończeniu kazania popłynęła pieśń... Pod Twoją obronę uciekamy się... Przy słowach „Naszemi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych” – głos ludu potężniał – oczy swe utkwiwszy w obraz Matki Najśw. Błagał o wysłuchanie – „a w potrzebach naszych bądź nam radą, pomocą i racz nas zawsze wybawiać”... każdy wie co znaczą te słowa – i wołanie z tysiąca piersi płynące – nie płynęło bez echa – bo o tych wszystkich, którzy nie zapominają Cię na ziemi nie zapominasz o Matko w niebie.

Następnie odbyła się uroczysta suma , odprawiona przez JE. Ks. Metrop. Dr. Twardowskiego. – Po ewangelii wypowiedział prześliczne kazanie JE. Ks. Arcyb. Teodorowicz.

Mówił jak obraz przebył w obozie Jana Kazimierza lat13 i to najcięższych dla narodu, nazywanych to „potopem”. Znajdował się nietylko w purpurze pałaców lecz w obozie do twardej przymocowany deski. Król prowadził z nim wewnętrzną rozmowę, której wypływem były nieśmiertelne a tak dla narodu doniosłe śluby Królewskie, ogłaszające narodowi, prawo Ewangelii – jako jedyną podstawę bytu i rozwoju narodu. Tylko na takim fundamencie Polska będzie Polską , odchylając się od Chrystusa i Matki Jego, którą naród Królową Swoją ustami króla ogłosił, Polska przestanie być Polską i stanie się prowincją bolszewizmu. Forma djalogu między Najświętszą Panną w obrazie i królem, i modlitwą w której Arcypasterz rzucał Polskę pod stopy Bogarodzicy, wywarły niezatarte wrażenie w duszach słuchaczów.

II.

Są to tylko niektóre rysy z kazania, nieudolnie streszczone. Po kazaniu odbyła się w dalszym ciągu suma,w czasie której orkiestra wojskowa połączona ze śpiewem... przenosiła wiernych do Stóp Bogarodzicy. Po skończonej sumie zaintonował – JE Ks. Metropolita Dr Twardowski, hymn dziękczynny „Te Deum”. – Potem chwila nadzwyczajnie rzewna, kiedy wszyscy biskupi ujęli obraz w Swe Ręce i zwolna udzielali błogosławieństwa miastu i Polsce. Czułeś,że iskra miłości szła od tego obrazu, a raczej od Tej, której, on był wyobrażeniem i serca zmieniły się w iskry, które Dziedziczną otaczały Królowę.

Rozpoczęła się tradycyjna procesja Różańcowa, podczas której odśpiewano Ewangelię w trzech obrządkach, pierwszą w obrządku rusko–katolickim odśpiewał ks. prał. Pokorecki , trzy następne w obrządku łacińskim, ostatnią w obrządku ormiańskim ks. kanonik Piotrowicz. Ustawiono ołtarze, w starostwie, zdobny w dzidy ułańskie przy kasarni, w Stowarzyszeniu „Gwiazdy” i u p. Sawickich. Obrazów w nich nie było tylko wszędzie spoczęła Ona w cudownym Swoim wizerunku, który naprzemian,dźwigali przedstawiciele stanów, więc urzędnicy starostwa, oficerowie ze swoim pułkownikiem „rycerzykiem Marji”, inteligencja, mieszczaństwo i lud siermiężny.

I tak przeszła Ta Matka Niebieska po ulicach miasta Żółkiewskiego, rozsiewając wszędzie Swe błogosławieństwo – a jak niegdyś w dniach nieszczęść słyszała i widziała nieszczęścia ludu Swojego, tak dzisiaj spogląda Ona na radość Swych dzieci, korzących się u Jej Stóp. Procesja zbliżała się ku końcowi, a gdy odchodzono od ostatniego ołtarza, wzięli OO. Dominikanie Obraz Matki N. wprowadzili swą Matkę Niebieską w progi kościoła. Głos dzwonów mieszał się ze śpiewem wiernych jej dzieci i echo jego w nadziemską płynęło krainę. Lecz i nadeszła chwila, kiedy Dziewicze Marji Oblicze, raz jeszcze zwróciło się na tłumy tego ludu,który tak wiernie Jej towarzyszył a błogosławiąc mu, wróciła do Swego ustronia. Jedno morze światła płonęło przed wielkim ołtarzem, na którym za chwilę – miał spocząć obraz. Na zakończenie tej wspaniałej uroczystości JE Ks. Metrop. Dr. Twarowski udzielił błogosławieństwa Przenajświętszym Sakramentem – a lud korząc się u Stóp Jezusa i Marji, błagał ze łzami, by przyjęte były Jego hołdy a z hołdami ta korona na jaką zdobyć się mogli. Ale nie tylko to dary rąk w dniu tym złożone były Matce Boskiej Różańcowej ale i dary serc przetopione na djadem dla Niej... Niech więc serca nasze przetopią się w miłość Syna Twojego i Twojej o Matko i jako wezbrane rzeki, płyną ku morzu wieczności. I płynęła dalej modlitwa tego ludu: –pamiętaj więc o nas o Matko Najśw... W chwilach szczęścia, by nas nie popsuło, w chwilach nieszczęścia, by, by nas nie złamało... ale nie tylko o nas, pamiętaj o tych, którzy nam bliscy i drodzy na ziemi. Pamiętaj o Matce dusz naszych – Kościele św. i o Matce doczesności naszej – narodzie polskim, któregośmy dziećmi a Ty Królową. – Pamiętaj o tych, którzy o Tobie zapomnieli i o tych,którzy modlili się przed Twym obrazem, a których już niemasz, którzy męki jeszcze cierpią a doprowadź ich do wiekuistej światłości. Cały więc szereg próśb i modlitw płynął ze serc tysiąca i uwiła się wspaniała litanja potrzeb, cały szereg imion bliskich – kochanych, drogich, popłynęło w dniu tym do Stóp Bogarodzicy. Jeszce chwil kilka a lud pożegnać musiał Ukoronowana Panią, boć i wieczór się zbliżał a daleka droga czekała pielgrzymów. Raz jeszcze ukorzywszy się u stóp Jej Świętych, z piersi tego ludu znowu popłynęła pieśń „Pod Twoją obronę uciekamy się”... aż wreszcie i ucichła i tylko ciche jęki i prośby wydobywały się z piersi po raz ostatni. Ze łzami w oczach opuścił lud świątynię, lecz Matka Najśw. nie opuściła ich... bo Ona potężna... Ona ich Królowa. Wieczorem tegoż dnia gorzała od świateł zewnętrzna strona świątyni... od góry widniał jaśniejący w dal napis „Witaj Królowo” – a w świątyni przed ukoronowaną Marją, reszta wiernych Jej dzieci, odmawiała różaniec... Różaniec to księga wielu łez... bo łzami wieków zroszony... obsypany pocałunkami pokoleń. Ileż to w nim nadziei złożono – a ile skarg wylano... iluż sercom był on ostatnia pociechą... Zrozumiała to też i ta garstka czcicieli pozostałych i wierzą oni, że z różańcem w ręku przetrwają nawet najstraszniejsze chwile w życiu. Przez cały więc miesiąc październik pozostał Cudowny Obraz Matki Boskiej Różańcowej w wielkim ołtarzu i stamtąd niezliczone łaski spływały na ziemię. A więc choćbyś z ruin majątku, z mogił ukochanych wziął różaniec, nie zostaniesz sierotą nie pocieszonym. Przytul go, przyciśnij do serca i wołaj! ... Zdrowaś... Zdrowaś... Marjo!...


Kazanie koronacyjne J.E. Abp. Józefa Teodorowicza


Śluby Królewskie

Mowa J. E. ks. abp. Teodorowicza wygłoszona w Żółkwi 6. X. 1929 r., w dniu koronacji obrazu Matki Boskiej Różańcowej

I.

Starania Najczcigodniejszego Pasterza tej diecezji w Rzymie o koronację obrazu żółkiewskiego zostają uwieńczone nadspodziewanie rychło dekretem papieskim, o którym Arcypasterz przepięknie, pobożnością do Najświętszej Panny, jak i miłością do Ojczyzny tchnącym listem, wszystkich wiernych powiadomił. Ukoronowanie obrazu świętego jest też zarazem i wieńczeniem zapobiegliwych starań Czcigodnego przeora tego klasztoru, a wielkiego czciciela Marji, który z pożółkłych aktów, najżmudniejszej pracy powyciągał stare, bezcenne dokumenta, świadczące o cudownej historii tego obrazu. Trzy wieki dźwiga ten obraz na sobie. Czegoż to on nie widział, na co nie patrzył, czego nie przeżywał i czego to nie zdziałał i nie dokonywał? Historia jego zbiega się z epoką wielkich hetmanów, których dzieje i czyny niestartemi głoskami są zapisane na kartach dziejów Polski. Któż nie zna tych wielkich imion? To Żółkiewski — założyciel Żółkwi; to znowu hetman i król późniejszy — Jan Sobieski. Ten to obraz był jeszcze w zaraniu swojej historji cudownej świadkiem pierwszej zapowiedzi narodowej tragedji, przypieczętowanej pod Cecorą śmiercią założyciela a bohatera i męczennika — Żółkiewskiego. Śmierć mu zadali pohańcy, ale śmierć tę zawinił wewnętrzny bezład Polski, z którego wywinęły się istne orgje "potopów" za czasów Jana Kazimierza — i król ten żertwą ofiarną straszliwych przejść, jakiemi Bóg, niby biczami krwawemi smaga swawolę i występki narodu, który odepchnął od siebie ostrzeżenie i przepowiednie Skargi. I w tedy to obraz ten świadek zawiązku, narodowej tragedii pod Cecorą, widzi ją o dalszym jej rozwoju, doprowadzoną do zenitu, aż się doczeka czasów triumfu za tegoż to jeszcze króla. I z historji 300-tniej tego obrazu wyjmę te właśnie jego dzieje, które ściśle łączą z dziejami to tragicznymi to radosnymi króla Jana Kazimierza. Okres ten obejmuje tylko lat 13. Jest on bardzo krótki, gdy go stawimy w obliczu stuleci, ale zarazem jest on pełen tak potężnych wstrząśnień i doniosłych wydarzeń, żeby je na wieki rozłożyć można. Bo jakich to przeżyć wielkich wówczas ów obraz — nieodstępny tego króla towarzysz — nie był świadkiem? — Przesuwa się przed nim ówczesna Polska niby okręt, który się stał igrzyskiem straszliwego orkanu, gnany burzą i nawałnicami smagany przez rozwścieklone fale, które się raz w raz na jego pokład przewalają, podczas gdy okręt drży, jęczy, w swych posadach trzeszczy jak skazaniec, wyczekujący chwili, gdy fale go w swój grób żywy pogrążą. To Polska zalana strasznymi falami potopu. A znowu staje Polska przed obrazem tym, jak korab na uciszonych już wodach kąpiąca się w blasku słońca, i w znaku zwycięstwa i tryumfu pod Częstochową. O tej to epoce najgłębszego pouczenia, i znowu chwały najwyższej, świadczy ten obraz. Lecz jest że on tylko niemym świadkiem wydarzeń? Nie! Jest on czemś więcej jeszcze. Bo ze świadka przedzierzga się on w mistrza, nauczyciela i sternika. Najpierw dla króla, któremu towarzyszy, a potem dla narodu całego, i Polski tak wczorajszej i dzisiejszej. Tu w Żółkiewskiem klasztornem archiwum jest przechowany list autentyczny króla Jana Kazimierza, wydany z kancelarji królewskiej dnia 17 października1668 r., a opatrzony własnoręcznym podpisem tego króla i jego królewską pieczęcią. Dowiadujemy się z tego listu, że ten obraz przez całe lata najcięższych i krwawych zmagań się Polski — jak to król wyraźnie zaznacza — "continuo", tj. bezustannie był — jak to słowa królewskie dalej stwierdzają — nie tylko w rezydencjach, ale i "obrazach". Król w słowach swojego listu najwidoczniej pragnie szczególniejszy na to położyć nacisk, iż obraz ten był jego nieodłącznym towarzyszem i że przede wszystkim skazany był — jak i on -na życie koczownicze i tułacze. I istotnie, chociaż wizerunek święty jest zaszczycony miejscem w królewskim obozie, to jednak nigdzie nie zagrzewa on miejsca, ale tam gdzie staje obóz króla, tam też przebywa i staje ten obraz. Pośród tych zmiennych losów, pośród tych różnych, przeróżnych ścian, raz ścian mieszkania, to znowu przenośnego ołtarza, raz makat kosztownych, to znowu desek surowych, w które ten obraz zostaje wbijany, i na nowo zdejmowany, jest jednak jeden punkt stały. Bo na to ten obraz zmienia ustawicznie miejsce, ażeby na chwilę go nie zmieniał dla oczu modlącego się przed nim króla, ażeby zawsze był z nim w jego przejściach bolesnych i jego radościach, jego zawodach i jego nadziejach. Nie obraz to sam przez się, ale Tę, którą obraz przedstawia — Najświętszą Pannę chciał mieć król pobożny zawsze przy sobie; chciał i pragnął ją mieć ustawicznie król w obozie swego serca, i dlatego woził z sobą ów obraz, by mu żywiej i na pamięć i w serce miłość do Najświętszej Panny wrażał do ufności i ku Niej pobudzał, i był ulubionym i przywilejowanym zbiornikiem dla modłów królewskich. Cała historja wewnętrzna, wstrząsające dzieje duszy nieszczęśliwego króla, jego łzy i łkania, wszystkie jego kołatania do serca Marji, błaganie o światło pośród ciemności, o siły wśród zupełnej niemocy, ten jeden wylew zupełnej niemocy, ten jeden wylew nieustanny a przeciągły duszy królewskiej przed Bogiem, wiąże się i splata z tym niemym pośrednikiem, jakim był obraz pomiędzy źrenicą królewską w nim utkwioną, a Tą, którą rycina przedstawiała. O tych tajnikach dziejów wewnętrznego życia związanych z dziejami tego obrazu trudno jest coś wiedzieć. Wpływ modłów na duszę królewską pozostanie niezawodnie tajemnicą, którą król wziął ze sobą do grobu, bo nie pisał on pamiętników i z przejść swoich wewnętrznych się nie zwierzał, chyba tylko przed spowiednikiem jedynie, a ten milczenia zaprzysiężonego nie złamał. A jednak posiadamy dokument, który nam jeszcze więcej mówi, niż by powiedzieć zdołał i najobszerniejszy pamiętnik. I jest w historji zanotowany akt króla Jana Kazimierza, który rzuca światło pełne właśnie na dzieje modlitwy króla Jana przed tym obrazem zanoszonej. Jest to akt w swojej treści krótki, a jednak wymowniejszy niźli przydługie opisy. Któż o tym akcie nie wie z dziejów polskiej historji? Kto nie był porwany i poruszony przepięknym opisem tego aktu w powieści wielkiego naszego pisarza, gdy ten go opisuje w mistrzowskim przedstawieniu po opisie swoim walk pod Częstochową? — Wiecie niezawodnie co za zdarzenia mam tu na myśli? — Aktem tym królewskim są śluby Jana Kazimierza, które publicznie w imieniu całego narodu złożył w katedrze lwowskiej w r. 1656. Wejrzyj bliżej, w treść i genezę tych królewskich ślubowań. Krótka jest zawartość tych ślubów, bo tylko w dwa punkta jest cała ujęta: Pierwszy zawiera — złożenie przez króla skołatanego berła w ręce Tej, którą on, a z nim naród cały uroczyście za królowę swoją obiera, tym tytułem po wieki Ją przyozdabia i zobowiązuje się król ślubem w imieniu swoim i narodu do służby wiernej Matki, na której skronie on i naród polską włożyli koronę. Drugi zaś punkt — wiąże naród ślubowaniem, iż sprawiedliwość społeczna, wówczas tak nadwerężana wobec maluczkich i słabych, — w narodzie zatriumfuje nad dotychczasowem bezprawiem i anarchią. Jak widzicie tekst przysiąg królewskich w dwu tylko jest wyrażony słowach i w dwu zdaniach wypowiada się cały. A więc dwa tylko słowa? — Jakże to niewiele. Niewiele — mówicie? Lecz rozetrzyjcie wy tylko te dwa zdania, rozgryźcie, rozbierzcie i wniknijcie w to, co one wyrażają, a obaczycie zaraz, jak wiele wam powiedzą. Bo naród, który składa przysięgę na wierność Tej, którą obrał za swoją Królowę, temsamem przysięga, iż prawa jego, jego konstytucje — będą iść po myśli i duchu woli jego Królewny; naród, który się zobowiązał do czci Przeczystej Dziewicy, ten naród składa przysięgę na to, iż jego obyczaj publiczny będzie strzegł czystości, nie dozwoli więc, by życie rodzinne u niego i całe życie publiczne, było pohańbieniem sztandaru Niepokalanej. Naród zaś, który się zobowiązał do tego, iż się odwróci od niesprawiedliwości, iż się wyprze ucisku i wynoszenia jednej klasy nad drugą, taki naród już się przysięgą związał, jak i najświętszemi zobowiązaniami do tego, iż hasło sprawiedliwości wyniesie ponad wszystko; ponad interes osobisty i partyjny, ponad wszelkie względy polityczne, ponad żądzę władzy i ponad panowanie przemocy i siły. Czyż więc nie widzicie, Najmilsi, jak w tych dwu słowach królewskiej przysięgi mieści się jednak cała tradycja narodowego ducha; jak się w nich odbija charakter i znamię tego ducha? Czy nie widzicie jak słowa te sprzęgają niepodzielnie Ewangelję i życie narodu, jak nakazują tchnąć w życie narodu, jak nakazują tchnąć w prawodawstwo i konstytucję ewangelię? Jak kojarzą w przedziwnej harmonji życie ziemskie i nadziemskie narodu, i jak się stają podwaliną wszelkich programów, rękojmią i ostoją państwowej i narodowej żywotności, duchowej spójni i moralnej siły? I cóż byście jeszcze więcej do tych dwu słów przydać jeszcze mogli czy zdołali? — A to dwusłowie w tem wszystkiem takie jest jednak proste, — a o narodowy tradycyjny kult Marji tak utwierdzone, iż wszystko, co się w niem mieści i zawiera, rozumie się jak gdyby samo przez się i staje się przez wiarę i miłość Marji i do spełnienia dla narodu tak nad wyraz naturalne i łatwe. Doprawdy zapytać się tu przychodzi: Skądże się to wzięła u króla tego taka mądrość? — Skąd to w nim zabłysnęło takie światło? Patrzcież na dziw istny. Król ten, który widział przed oczyma swymi przez lata całe wciąż jak noc ściemnione chmury, i nie zdołał nawet przewidzieć, co mu najbliższa przyniesie chwila, — on dzisiaj narodowi programy świetliste na wieki całe wytycza! On, który sam nie miał przecie jakiegoś nadzwyczajnego daru wymowy, on dziś, gdy śluby składa, wymowniejszym się staje, niż najwymowniejsi w narodzie. Jego śluby są przecież streszczeniem najpiękniejszych wezwań do narodu Skargi; możnaby nawet powiedzieć, że w potędze podbijającej umysły, i zobowiązującej mocy są one od tych kazań jeszcze pod pewnym względem wymowniejsze; bo kazania Skargowskie są zawsze jeszcze tylko słowem, a śluby królewskie są już czynem; kazania Skargowskie oświecają, przekonują, grożą na przemian i proszą, albowiem serc jeszcze nie zdobyły i dopiero zdobyć je usiłują. Tymczasem król, który wespół z narodem i w imieniu narodu składa śluby, występuje w tym akcie jako ten, co chociażby na chwilę tylko, ale bądź co bądź jest panem serc swojego narodu; Skarga wskazywał na to narodowi, iż Polska nierządem stoi, ale król już zobowiązywał przysięgą naród wprost do praworządności. Skarga ukazywał dopiero na potrzebę oparcia prawodawstwa o nieprzemienne zasady chrześcijańskiej moralności; król tymczasem już ślubował, że takie właśnie prawodawstwo pod patronatem Marji rządzić będzie Polską. Jak z tego zestawienia widzimy, to luboć śluby królewskie nie są w niczem powtórzeniem wieszczych słów kaznodziei, to jednak są one ich dopełnieniem i uwieńczeniem, są ich potwierdzeniem i ukoronowaniem. Skądżeż to u tego króla wzięła się taka niespodziana a dziwna moc ducha? On, którego głosu niewiele nikt, prócz najwybrańszych nie słuchał, dzisiaj waży się narodowi narzucić akt zniewalający do najoddańszego posłuszeństwa! On, który nie był pewny, czy może hetmanić, choćby jednej zaciężnej chorągwi, dzisiaj staje jako hetman i wódz całego narodu! On, którego berło potrząsane ustawicznie straszliwą wichurą drżało w jego ręku, dziś je utwierdza o najtrwalsze podstawy, gdy je wkłada w ręce Marji. On, zwany w historji królem "tysiąca nieszczęść", gotuje w akcie swoich ślubów najszczytniejszą radość dla narodu i to radość, która w czasie niewoli Polski stanie się dla niej przez samo wspomnienie Królowej Korony polskiej orzeźwieniem i ukrzepieniem. On, który złożył dobrowolnie swoje berło i cierniową koronę, bo wolał, jak mówił trumnę raczej, niźli tak znojny tron, — on, król zwątpień, przemienia się w oczach naszych w męża i króla wielkich narodowych nadziei! I skądże mu to wszystko? Skąd to światło? Skąd to słowo historjozofa dziejów i jego wieszcza? Skąd ta sztuka nakazu żywego, która zniewala w jego słowie wszystkich? Skąd ta wyniosła i górna moc? Skąd mu się to bierze? O, zapewne! Wiele tu ważą rzucone na szalę tragiczne i radosne przejścia narodu. Jak przed Mojżeszem szedł słup ognisty, który mu jednał posłuszeństwo szemrzącego i kłócącego się narodu, — tak przed królem szedł słup ognisty, ciemny na przemian, dymiący się i krwawy klęsk i nieszczęść, ale świetlisty i płomienny, niewolący umysły i serca cudem pod Częstochową. Ale te wszystkie widome znaki kar i zmiłowań Pańskich wspierały króla, jeszcze nie były zdolne natchnąć naród do aktu ślubów i nie były zdolne same wyłonić ze siebie tak wiekopomnego narodowego czynu; więc pomysł ślubów, ich ujęcie i przeprowadzenie jest dziełem wyłącznie królewskiem. Aby na to odpowiedzieć, skąd się to wszystko u króla wzięło, potrzeba sięgnąć do tajników życia i dziejów modlitwy, które z ciemności wydobywają światło, z przygnębienia wyprowadzają wieszcze i twórcze słowo, ze słabości moc, a ze zwątpienia nadzieję. A więc gdzież to indziej mam szukać korzenia tych jasnowidzeń królewskich, jeśli nie w dziejach jego wewnętrznego życia, skojarzonego z wszystkiemi jego dziejami, i wszystkiemi dziejowemi wypadkami? I teraz zawracają się oczy nasze ku temu cudownemu obrazowi, w który się w tej chwili wszyscy wpatrujemy! Z prawdziwem rozrzewnieniem wspomnieć nam przychodzi, że wpatrzone były w ten obraz przez lata całe źrenice królewskie, i że go zaprawiały łzami, że go nasyciły westchnieniami i błaganiami skołatanego serca i skołatanej duszy; i że ten obraz, powiernik królewskiej żywej wiary, był też pośrednikiem tych wszystkich świateł, jakie w sercu nieszczęsnego króla strugały płynęły od Tej, którą on w tym obrazie czcił i wyznawał. I śmiało można powiedzieć, że śluby Jana Kazimierza, złożone we Lwowie przed obrazem Najświętszej Panny, umieszczonym w katedrze lwowskiej w głównym ołtarzu, wyszły z posiewu tych modlitw i tych świateł, jakich świadkiem, powiernikiem, pośrednikiem i pobudką był ten obraz tułaczy, który dziś jest koronowany. Bo rozgłośna, publiczna i dziejowa scena ślubów królewskich w archikatedrze lwowskiej, była już dojrzałym owocem tej siejby duchowej, jaka się zrodziła z cichych i ukrytych modłów, złączonych z przeżyciami i doświadczeniami tego króla. Zanim przed obrazem lwowskim król w ślubach swoich zobowiąże cały naród na przyszłość, ażeby strzegł sprawiedliwości społecznej, ażeby stał na zasadzie praworządnej, — to wprzód przed tym obrazem w modłach swoich, uginając się pod nawałem klęsk całego kraju, pytał Najświętszą Pannę: "I czemżeśmy to wszystko zasłużyli? Dlaczego tak straszliwie karze Pan mój naród?" "Patrzaj — odpowie mu Najświętsza Panna — na to, co dokoła ciebie się dzieje: zdeptane prawa i swawola publiczna rozluźniły wszelkie węzły w społeczeństwie i rozdarły kraj, patrzaj a zrozumiesz, czemu zawdzięcza wróg swoje tak łatwe zwycięstwa. Patrzaj, jak ucisk jednej klasy społecznej tu teraz ludu, zobojętnia ją na interes narodu i Ojczyzny i w chwili, gdy potrzeba stanąć ku jej obronie, — zniechęceni, tępem sercem i zimnym okiem przypatrują się, jakby jakiemu widowisku — temu co się dokoła dzieje. Patrzaj, jak sekciarstwo toczące jak rak Polskę, zaraziło jej przewódców i jak Szwed w swych napadach Polski, nadzieje swych sukcesów głównie oparł na polskim sekciarstwie i nie zawiódł się. Bo wielcy magnaci polscy wyparli się przysiąg złożonych na wierność królowi i przeszli na stronę najeźdźcy. Patrzaj jak na zdradę Boga tuż w tropy idzie zdrada narodu, za apostazją od ołtarza apostazja od tronu. Oto masz odpowiedź na twoje pytanie, za jakie winy Polskę kara spotyka." A król wtedy podnosi skołataną głowę i pyta: Lecz jestże-li nadzieja jakiego ratunku?" A wtedy otrzymał odpowiedź od Najświętszej Panny: "Ukażę ci inny obraz Polski promienny i chwalebny, patrzaj tylko nań uważnie; patrzaj na garść bohaterów zamkniętych w murach mojej twierdzy Częstochowskiej. Patrzaj na nieliczne zastępy również bohaterskie, które tak myślą i działają, jak one. Czy słyszysz urągowiska w ich stronę rzucane; czyżby ci szaleńcy — wołają patrząc na nich — iść się poważyli naprzeciw opinji najmożniejszych w kraju? Czyżby się ośmielili w słabej garstce, potężnej się przeciwstawić sile? A oto ja ci mówię, iż dość jest Panu na tem, że garstka choćby odnalazła się mężów, którzy w Bogu położyli ufność, a samych siebie dla sprawy Religji ojczystej niepodzielnie oddali, to ja ich słabością zawstydzę moc potentatów, pośród ciemności z nich światło, program, ratunek i zbawienie wyprowadzę dla narodu". A teraz zrozumcie najmilsi, że przeżycia duszy królewskiej, że widok wszystkich kar Bożych ale i cudów wielkich z chwilą kiedy miały swój komentarz w światłach modlitwy, to i przemieniły w stal słabą kruchą trzcinę, to i mdłą źrenicę wejrzeniem nasyciły proroczem, to i chwiejną wolę ku potężnemu wiekopomnemu kierowały dziełu.

II.

A teraz w tej chwili uroczystej gdy obraz ten uwieńczony chwałą, ozdobiony misterną koroną, tu, w swej glorji nadziemskiej wychodzi naprzeciw nas — zwracamy ku niemu i oczy nasze i serca. Ongi, w ukryciu król w chwilach przełomowych pytał Tę, której wizerunek ten obraz przedstawia — o ukazanie dróg o ratunek i zbawienie dla narodu. Dziś w akcie publicznym koronacji Najświętszej Panny, my wejdźmy w miejsce króla i w jego rolę i my już zapytajmy, a z nami niechaj pyta naród cały, — kędy to idą świetliste szlaki dróg zbawienia dla Polski. Kędy iść mamy? — powiedz nam Ty, o Pani, któraś jest naszą królową, bo królów to rzeczą jest rzucać swoim poddanym pęk świateł, które się im w gwiazdy zmieniają, przetkane wśród burz i zawieji, iskrzące światłem pochodni przed narodem. — Kędy iść macie? — powie nam Najświętsza Pani, — żadnych nowych nie ukażę wam szlaków; ostańcie się przy tych samych, które wytyczyły Polsce śluby sługi mego króla Jana Kazimierza. Czyście wywiązali się z tych ślubów? — przecież nie. Konstytucja Trzeciego Maja, która zdolna była w ustawodawstwo i prawa tknąć życie nowe — przyszła po niewczasie. W czasach niewoli mogliście się jeszcze wymawiać i zasłaniać, żeście rozdzieleni i niesamodzielni. Ale dziś i od lat dziesięciu cieszycie się wolnością; dziś gdy tworzycie ustawy i konstytucje, dziś gdy już tylko od was zależy, jakim duchem ożywicie obyczaj publiczny i prawa wasze; dzisiaj wy podejmijcie dawne śluby królewskie, na nowo wy je z ukrycia i zapomnienia wynieście na światło i na wyżyny; poczujcie się do odpowiedzialności za niespełnione ślubowania, syny bowiem są obowiązane do spełnienia zaniedbań ojców swoich; a pamiętajcie o tem, że trzeba się wam związać ślubami jeszcze i dla innej przyczyny: Śluby królewskie były aktem wdzięczności wyzwolonego narodu z pod zalewu wroga; dziękował mi wtedy naród za cud zbawienia pod Częstochową. Cóżeście wy mi dali za cud Boży, spełniony nad waszą Ojczyzną, za wskrzeszenie Polski? — Ofiarujcież mi więc ślubowanie, a obaczcie też sami, że treść ślubowań królewskich, chociaż taka stara, jest jednak zawsze taka nowa, tak szczególniej dzisiaj do was i dla was przystosowana. Obraz ten, wszystkie jego przejścia, wszystkie echa dziejów, jakie się o wizerunek ten odbijały, i jakie od tego obrazu promieniują, jest nam poręczeniem, iż taką, a nie inną była by odpowiedź Najświętszej Panny na nasze ku Niej skierowane pytanie, gdyby się nam w tej chwili sama ukazała. Przed chwilą rzuciliśmy nasze wejrzenie w głąb dalekich dziejów, ażeby podziwiać w nich przemądre i opatrzne (uwaga: tutaj w znaczeniu: opatrznościowe — przyp. S.P.) działanie Ducha Świętego. Rzućmy teraz wejrzenie w czasy, które przeżywamy, a obaczymy, jak w nadzwyczajnem podobieństwie przybliża się ku nam i wprost styka się z nami dawna epoka, i dawna karta dziejów z przed tych paruset lat. Wtedy, kiedy Polską wstrząsały walki, za czasów Jana Kazimierza, już się nie o to rozgrywały szale bojów — czy tron królewski ostanie się przy tym, czy przy innym królu; nie o to już więcej szło, czy ta, czy owa partia możnych weźmie w kraju górę; a nawet i nie o to, czy ta, albo owa część Polski zostanie od niej oddarta. Wtedy losy rozgrywały się już o całą Polskę; wtedy się ważyło, czy Polska ma być dzielnicą zwycięskiego króla szwedzkiego, czy też nie; czy wypadki dziejowe miały dać wówczas odpowiedź na pytanie — czy będzie — czy też nie będzie istnieć Polska? A dzisiaj? Cieszymy się od lat dziesięciu zmartwychwstałą Ojczyzną i po zatrutem tchnieniu niewoli, swobodnie i szeroko chłoniemy w pierś naszą szczęsny podmuch wolności; ale jak to łacno jest upoić nim ponad miarę i dać się wtrącić oszałamiający letarg i nie dopatrzeć tego, że od początków powstania Polski, aż po dziś dzień, — to samo stare zagadnienie staje przed nami. I my też mamy odpowiedź dać na pytanie: Czy Polska zachowa na obliczu swem znak i piętno Chrystusowe, czy odnajdzie dziś siebie w dawnym swoim wyrazie i dawnym swoim duchu, i czy odnajdzie Boga w myśli dziejowej, jaką On jej zleca — czy też nie; i czy też pójdzie w dzieje ze znakiem radykalizmu, a nawet satanizmu na czole, który przekreśli myśl Bożą w narodzie, który Polskę ze skarbów nadziemskich Królestwa Bożego wydziedziczy, jej duszę znieprawi, a w jej źrenicach zapali błyski upadlających żądz, moralnego pohańbienia i powszechnej wzajemnej nienawiści. — A więc i dziś rozgrywa się sprawa o wielką stawkę — bo o Polskę samą. I dziś się podobnie dzieje jak wówczas za czasów wojen szwedzkich; wówczas to sekciarstwo torowało drogę protestanckiemu najeźdźcy do wnętrza kraju. Nigdyby się król niewielkiego kraiku nie poważył uderzyć na taki kolos, jakim była ówczesna Polska, gdyby się nie upewnił, że przez możnych dysydentów w Polsce będzie skutecznie poparty; że oni sami wydadzą kraj swój na łup. Bylibyśmy ślepi, gdybyśmy tego dziś nie widzieli, iż sekciarstwo podgryzające wiarę w masach ludu, że masonerja zakładająca dla ukrytych celów swoje organizacje, stoją na usługach obcych, są narzędziami w ich ręku. Dziś więc o to idzie, kto górę weźmie: czy sekciarstwo i apostazja religijna, za którą się posunie apostazja narodowa, — czy też wiara, a w niej kult Najświętszej Panny, który jest tarczą i ostoją zdrowego i silnego ducha narodowego? Dziś o to się rzecz rozgrywa, czy w Polsce ma rządzić obyczaj czysty, godny sług Niebiańskiej Królowej, — czy też ma wtargnąć do jej serca duch skażony nowoczesnego pogaństwa, który dziś przez złą lekturę, przez bezecną mowę, przez taniec bezwstydny, przez deptanie cyniczne przysiąg małżeńskich plami i poniża kobietę, a w kobiecie zepsutej niszczy polską rodzinę, a przez to samo i przyszłość narodu. Dziś o to idzie, co ma w Polsce rządzić? Czy praworządność i sprawiedliwość społeczna, czy niesprawiedliwość, bezprawie i gwałt? Co ma nią kierować? Czy autorytet, który uważa władzę za służbę Ojczyźnie, czy też autorytet wspierający się tylko o interes osobisty i o przemoc siły? — Dziś więc i to od chwili powstania Polski, rozgrywają się jej przyszłe losy między chaosem a ładem, strojem a rozstrojem, wzniosłością, a upodleniem, czystością, a moralną gangreną, praworządnością, a rewolucją, Ewangelją, Chrystusem, a Beljalem. Jednem słowem dziś rozgrywa się walka o to, czy Polska w duchu także swoim ma pozostać wolną i niezależną, czy też ma się stać departamentem i prowincją komunizmu i bolszewizmu. I niechaj się nikt tem nie pociesza, że mimo wszystko Polska Polską pozostanie. Bo na cóż to wysyłają te tajemne moce, które od czasów powstania Polski przeciw niej się spiknęły — te zastępy sekciarzy, tylu agitatorów i propagatorów zepsucia? Na co też i dla jakich celów hojną kiesą opłacają w Polsce dzieło rozdwojenia i demoralizacji? Na co pragną ją mieć słabą i coraz słabszą, pogrążoną wciąż w chaos moralny i duchowy? — Przecież to wszystko, co oni wśród nas działają, służy tylko wyłącznie ich celom zaborczym. O tym cichym tajnym spisku dokoła Polski można powiedzieć słowy Księgi Machabejskiej, — W chwili gdy niemoc i słabość narodu dojdzie do swego kresu, jak ongi narody dookoła Izraela, tak i narody dookoła Polski będą się starały, aby nas starli, mówiąc: "Nie mają Hetmana i pomocnika, teraz tedy zwalczmy je, a wygładźmy pamiątkę ich z ludzi". (Ks. I. Machab. Rozdz. 13). Gdyby, nie daj Boże, takie chwile na naród przyjść miały, nie miałby on już żadnego prawa liczyć na cuda Pańskie. Ongi zdziałała Najświętsza Panna cud pod Częstochową; był to cud zmiłowania, ale i cud ostrzeżenia. W chwili rozbioru Polski już się ten cud nie powtórzył więcej. Pod Warszawą, gdy już tuż, tuż Polska miała się stać łupem bolszewizmu zdziałała Najświętsza Panna cud nad Wisłą. Cud nad Wisłą był też cudem zmiłowania, ale też i cudem ostrzeżenia. Biada, gdyby miały kiedy przyjść czasy na Polskę, — gdy głucha na ostrzeżenie — odcięłaby sobie sama drogę od zmiłowań Bożych i ratunku! A więc pytam Was, Najmilsi, czyli nie widzicie sami, iż w dwu tych słowach i dwu tych zdaniach, w których tkwił ratunek Polski przed wiekami, i dziś jest zamknięty wielki narodowy program, narodowa mądrość, żywotność narodu, siła jego i zbawienie. Bo i dziś te dwa zdania rozłożyć tak samo można na szereg najżywotniejszych programów; i dziś, tak jak wówczas, praworządność tryumfująca nad wszelką samowolą, sprawiedliwe dla wszystkich prawo nad niesprawiedliwością, zdrowa konstytucja nad rozprzężeniem i dziś duch praw, pożywiony duchem ewangelicznym, a obyczaj publiczny dostrojony do godności i służby Marji, — wszystko to razem jest zarówno treścią ślubów królewskich, jak i podwaliną Królestwa Bożego w narodzie.

***

Podczas wojny wybijały się bataljony, tzw. "bataliony śmierci". Czyżby się różniły od innych, które przecie tak samo śmierć dla Ojczyzny ponieść były gotowe? — Z pewnością nie. Pragnęły one jednak przez samą nazwę swoją podnieść, iż są społem zszeregowane w szczególniejszej i heroicznej gotowości na śmierć, każdej chwili wyrażona przez najwyższą ofiarność i wyrzeczenie się. Tu dziś u nas nie tyle o to idzie ażeby poświęcać się dla sprawy świętej, przez oddanie dla niej życia swojego w dosłownem znaczeniu. Dziś przede wszystkiem na tem zależy, ażeby duchowi połowiczności, duchowi obawy i tchórzostwa, duchowi luźnej moralności prywatnej i publicznej, duchowi nieuczciwości, zmysłowości i samolubstwa, ażeby terrorowi złego, przeciwstawić bataljony istnych rycerzy śmierci, gotowych wszystko poświęcić przez śmierć samemu sobie w obronie świętych ideałów, deptanych, poniewieranych i plugawionych. O pieśni gminnej śpiewał poeta, iż ona do gruzów przylega i stamtąd dawne opowiada czasy, z chwilą, gdy zostaje zapoznaną i odtrąconą przez "dusze podłe", które jej nie umieją karmić żalem, a poić nadzieją. Niechże sobie pieśń w gruzach szuka dla siebie przytułku, lecz nie może iść w jej ślady odepchnięty i zapoznany przez dusze podłe duch narodu. Skoro duch ten dawne opowiada czasy, to nie po to to czyni, ażeby zasilać echem bezsilnej swojej pieśni tylko zwaliska puste ruin i starych zamczysk. On szuka dla siebie oddźwięku, zrozumienia i siedziby w żywych sercach. Odtrącony i zapoznany przez jednych, chroni się on i tak pod skrzydła mężnych wyznawców, którzy wygnańcowi u siebie użyczą gościny. Ongi tulił się on, zewsząd wygnany, w mury oblęganej Częstochowy. A dziś? Czy mamy dlań miejsce? — Czy są wśród nas zastępy, któreby formowały bataljony rycerzy śmierci, którzy na to giną sobie sami, ażeby w nich i przez nich rozgorzał duch Boży i czerpiący ze zdroju Królestwa Bożego swoją żywotność — duch narodowy? Czeka na takie formacje od lat dziesięciu Bóg, który bodaj czy nie dlatego na Polskę dopuszcza coraz twardsze przejścia, ażeby raz nareszcie ocucić nas z letargu, rozdzielić ziarno od pszenicy, i wzbudzić zastępy ludzi bez kompromisów, i bez zastrzeżeń. Czego nie stworzyła własna wola narodu, to niechaj przynajmniej zrobi i uczyni, to niechaj ze siebie zrodzi twarda konieczność. Oby się to stało co najrychlej. Dziś, o Pani nasza, ukoronowany zostaje cudowny Twój obraz. W tym akcie uroczystym ukoronowana zostaje historia Twoich zmiłowań nad narodem; ukoronowane drogi, jakieś mu wskazywała, świetliste szlaki, po których Tyś go prowadziła. Ukoronowana też zostaje i nadzieja, jaką przez przemożne Swoje cuda, Tyś na zawsze w Polsce roznieciła. Wzniosłaś promień nadziei z odwaru samych zwątpień: wyniosłaś triumf i zbawienie z samej przegranej. Witamy Cię więc, o Pani, dzisiaj, wsparci o dzieje takiej przeszłości, jako matkę naszych nadziei na przyszłość! — Jak byłaś wybawicielką Polski z odmętów potopu, tak się nam okaż wybawicielką naszą na dziś i jutro; jak ongi w królewskich ślubach przyjęłaś na swe skronie koronę Polski, tak ją przyjmij dziś, po cudownym wskrzeszeniu Ojczyzny! My wiemy o tem, żeś nie na to się okazała w zmartwychwstaniu Polski na nowo jej Królową, by rychło na nowo dopuścić jej zguby. Ale też i o tem wiemy, czego od nas w zamian żądasz. Od apostazji religijnej, od chaosu i rozkładu społecznego, Ty chcesz, o Pani, byśmy się sami bronili, byśmy dzieło niespełnione ślubów królewskich sami dopełnili, byśmy te same zobowiązania, które nic nie straciły ni ze swej żywotności, ni ze swej mocy i doniosłości — na nowo w ślubach podjęli. Przyrzekamy Ci dziś to i ślubujemy, Pani nasza! — Bądźże nam naszą Opiekunką i naszą Wybawicielką z odmętów dzisiejszych potopów; ufamy Tobie, bo wiemy, że nią jesteś i być pragniesz. Śluby nasze niechże będą dopełnieniem aktu dzisiejszej Koronacji, jej duchowym uwieńczeniem, niechaj będą kamieniem przecennym w Twej Królewskiej koronie dziś przez nas Tobie ofiarowanej. Tylko Ty sama stwórz w nas ducha, w którym utrzymać nas pragniesz! Błogosław nam i prowadź nas! Amen.


Pamiątkowy napis pokoronacyjny umieszczony przy ołtarzu Matki Boskiej


"Koronowały Cię, Pani Wniebowzięta — Hetman Wielki w narodzie "Niewolnik Twój" budując dla Cudownego Wizerunku, pierwszą kaplicę, ku otusze żywych i odpoczynkowi umarłych. W niej żałobę koiła po stracie syna, matka Sobieskich i wzniosła tę Świątynię jako pomnik grobowy dla bohaterskiego Marka i godny przybytek dla Obrazu. Stąd jako "Arka przymierza" wypłynął na burzliwe morze "potopu", w którym Ojczyzna tonęła. Koronowały Cię, Władczyni wszechświata, "tysiączne nieszczęścia" króla Jana Kazimierza, którym odpowiadałaś tysiącznemi zdrojami łask z "bezustannej" Twej pomocy płynących i szczytnych ślubów natchnieniem. Koronowały Cię, Królowo Różańca św., — silniejsze nad pancerze i miecze rycerstwa, wieńce Różańcowe. Koronowały Cię, Królowo żywiołów, płomienie ognia i wizerunku Twojego zniszczyć nie zdołały, otaczając go zorzą nadsłonecznych promieni. Koronowały Cię, Królowo życia, uniesienia wdzięczności tych, których od moru wybawiłaś i kapłanów im ku umocnieniu posłałaś. Koronowały Cię, Królowo serc, — wota miłujących, jaśniejące jako tęcza przy Obrazie Cudownym. Koronowały Cię, Matko miłosierdzia, modlitwy błagalne potrzebujących i cierpiących oraz jęki zrozpaczonych, szli do Ciebie znękani i złamani bólem, a odchodzili pełni pokoju i ukojenia. Koronowały Cię — pocieszycielko strapionych, łzy nieszczęśliwych, płynące od wieków w proch posadzki przed ołtarzem Twoim, a zebrane skrzętnie przez aniołów Pańskich, stały się najdroższymi brylantami dla Twojej Korony. Z którymi się złączył klejnot najwspanialszy, dekret papieża, Piusa XI, zlecający w imieniu Kościoła uwieńczyć Boskie Czoło Syna Twojego i Twoje Skronie, Niepokalana! Na rynku tutejszego grodu, widzącego ongiś poniżenia i tryumfy Polski, d. 6-go października 1929 r., w południe święta Matki Boskiej Różańcowej w orszaku Biskupów, Duchowieństwa i przedstawicieli Wolnej R.P.P. otoczony tysiączną rzeszą ludu polskiego i ruskiego Ukoronował Cudowny Obraz Ks. Arcybiskup Metropolita Lwowski Dr Bolesław Twardowski. Za troską i staraniem najniegodniejszego sługi Najświętszej Marji Panny o. Konstantego Żukiewicza, przeora konwentu."






Początek strony